Porównujemy! Rok 2019 vs 2021 – nasze portfele pod lupą przed pandemią i dziś

dodał Ewelina Drela
0 komentarzy

Nie od dziś wiemy, że wszelkiego rodzaju problemy natury globalnej mają olbrzymi wpływ na światową gospodarkę, w tym na świat finansów. Na naszych oczach ceny szybują w górę, a galopująca inflacja dodatkowo daje nam w kość.

Nasze pensje z kolei w dużej mierze stoją w miejscu. Przyjrzyjmy się jak to wygląda w świecie liczb i porównajmy sytuację z roku 2019 przed pandemią do aktualnych cen z 2021 roku. 

Pandemia rujnuje nie tylko nasze zdrowie, ale i portfele

Bez wątpienia jednym z kluczowych elementów tej cenowej układanki jest epidemia, która spowodowała, że rządzący większości dotkniętych kolejnymi jej falami, wprowadzali obostrzenia. Te z kolei nie były obojętne dla gospodarki. 

Zablokowany łańcuch dostaw, zamknięte działalności gastronomiczne, rolnicy, którzy pozostali z niesprzedanym towarem – to wszystko odbiło się na naszych portfelach. Nikt już nawet nie próbuje ukrywać przed nami inflacji, która wywindowała ceny do niebezpiecznie wysokich granic. 

Teoretycznie wynagrodzenia z roku na rok rosną, jednak czy rosną na tyle, by pozwolić przeciętnemu Kowalskiemu żyć w miarę normalnie i komfortowo, bez obawy o swą finansową przyszłość? 

Ceny energii poszły w górę

Poza pandemią sporym wyzwaniem okazały się rosnące ceny dostarczanych nam paliw oraz naciski Unii Europejskiej na jak najszybsze wprowadzenie Zielonego Ładu. 

Niestabilna sytuacja spowodowała wzrost cen energii elektrycznej z 0,55 zł (w 2019 roku) do 0,63 zł (w 2021 roku) za 1 kWh energii. Według prognoz ekspertów to niestety nie koniec podwyżek.

 Już dziś odczuwamy sporą różnicę w opłatach za prąd, i choć sytuację nieco ratują masowo ostatnio zakładane panele fotowoltaiczne, podwyżki odczuwamy w cenach wszystkich produktów w sklepach. 

Trzeba przyznać, że z dotacji na OZE korzystamy wzorcowo, jednak dopóki inwestycja całkowicie się nie zwróci każdemu, kto na taką inwestycję się zdecydował, nie odczujemy tego po portfelach.

Paliwo drożeje na potęgę… złotówka tanieje

Nie bez znaczenia dla cen produktów codziennego użytku są też rosnące jak na drożdżach ceny paliw. Ba! Polska, jak donosi Eurostat, należy do krajów, w których ceny paliw i olejów rosną najszybciej w Europie. 

Szybciej  niż w Polsce ceny paliw rosły tylko w Luksemburgu, w Rumunii i w Słowenii. Tylko na początku tego roku dolar amerykański podrożał o 6 procent. W porównaniu do 2019 roku, w którym kosztował nieco ponad 3,9 zł, dziś zapłacimy za niego aż 4,16 zł. Podobnie do góry poszły ceny Franka i euro. Frank z 3,9 zł w 2019 roku poszybował do 4,5 zł, co nie pozostawia wątpliwości, że Frankowicze mają dziś ostro pod górkę. 

Euro zaś z 4,3 zł w 2019 roku podskoczyło aż do 4,7 zł. Tymczasem ceny ropy naftowej, a więc wszystkich paliw na naszych stacjach rosną w reakcji na kryzys związany z pandemią. Producenci z OPEC ograniczyli wydobycie ropy, co dodatkowo zdestabilizowało nasz rynek.

Jak to się przekłada na ceny paliw? 

Przed pandemią w 2019 roku średnia cena litra oleju napędowego wynosiła 4,97 zł – dziś 6,04 zł. Cena benzyny 95- oktanowej skoczyła z 5,3 zł do 6,04 zł, zaś 98- oktanowa z 4,95 do 6,27 zł. 

Najbardziej po kieszeniach oberwali właściciele samochodów napędzanych gazem LPG. Podczas gdy w 2019 roku za litr gazu zapłacili około 1,99 zł, dziś średnia cena to 3,38 zł. To kolosalna różnica. Oczywiście rosnące ceny energii elektrycznej oraz rosnące ceny paliw spowodowały, że stopniowo idą do góry ceny tak zwanego koszyka zakupowego – drożeje wszystko. 

Koszty produkcji, jak i transportu drastycznie poszły do góry, co odczuwamy już niestety na co dzień.

Co na to NBP?

Nie bez znaczenia jest także wysokość stóp procentowych. Stopa referencyjna zmieniła się w ciągu tych dwóch lat nieznacznie z poziomu 1,25% do 1,5%. Stopa lombardowa z 1,75% skoczyła nieznacznie do 2,5 %, zaś stopa depozytowa spadła z 0.75% do 0.5 %. 

Wprawdzie podwyżka stóp procentowych mogłaby pomóc wyhamować skutki inflacji i pomóc nam przejść przez ciężki okres, jednak na zmiany ich wysokości musimy jeszcze poczekać.

Jak skoki cen odczuwa przeciętny Kowalski?

Poza tym, że paliwo  jest droższe, a więc więcej kosztuje dojazd do pracy, szkoły, czy na zakupy, a także rachunki za prąd skoczyły do góry, efekty kryzysu związanego z pandemią widać gołym okiem w sklepach. Money.pl wzięło pod lupę tak zwany „koszyk Kaczyńskiego”. 

Z analizy widać wyraźnie, że podstawowe produkty spożywcze są po prostu droższe. 

W 2019 roku za koszyk podstawowych siedmiu produktów spożywczych zapłaciliśmy, 42,53 zł, w tym roku aż 46,12 zł. Pod lupą są takie produkty jak mąka, jaja, chleb, cukier, ziemniaki, jabłka oraz drób. Najbardziej do góry poszedł drób – z 15,46 zł za 2 kg, poszybował do 18,58 zł.

Dobrą wiadomością jest to, że przynajmniej ziemniaki są tańsze – i to sporo! 

O ile w 2019 roku za 2,5 kg trzeba było zapłacić aż 7,55 zł, to w 2021 roku ich cena na szczęście spadła do 5,58 zł. Chleb podrożał z 2,65 zł do 3,14 zł za półkilogramowy bochenek. 

Koszyk Kaczyńskiego drożeje 

Co z cenami mieszkań?

Przyspieszony wzrost cen mieszkań dla nikogo już nie jest tajemnicą. 

Od IV kwartału 2017 roku rynek nieruchomości szaleje, ceny metra kwadratowego osiągają kosmiczne wysokości. Jeszcze przed pandemią metr kwadratowy mieszkania w Warszawie kosztował średnio 8,5 – 9 tysięcy złotych. 

Dziś za średniej wielkości mieszkanie trzeba zapłacić prawie 10 tysięcy zł za metr kwadratowy. Jeśli chcesz kupić w stolicy mieszkanie powyżej 80 metrów kwadratowych lub…kawalerkę, zapłacisz aż 11 tysięcy zł za metr kwadratowy. 

We Wrocławiu ceny zaczęły szaleć dopiero w IV kwartale 2019 roku, czyli tuż przed pandemią. Średniej wielkości mieszkanie (60-80 mkw) kosztowało wtedy ponad 6615 zł za metr kwadratowy, podczas gdy w drugim kwartale ta cena wynosiła niewiele ponad 6 tysięcy zł za metr kwadratowy. W połowie tego roku za takie mieszkanie trzeba zapłacić ponad 7600 zł za metr kwadratowy. 

W Gdańsku podobnie – największy skok miał miejsce w II kwartale 2019 roku i od tamtej pory ceny stale rosną, choć w tym roku zaczęły się stabilizować. W IV kwartale 2019 roku za średniej wielkości mieszkanie trzeba było zapłacić 7122 zł za metr kwadratowy, dziś – 8024 zł/m kw. 

Najbardziej cenowo skoczyły kawalerki i mieszkania do 35 metrów kwadratowych – za nie zapłacimy dziś 10294 zł za metr kwadratowy, podczas gdy przed pandemią 9081 zł/mkw, a w II kwartale 2019 roku tylko 8477 zł za metr kwadratowy. 

Kredyt hipoteczny – czy wciąż się opłaca?

Jak wygląda sytuacja z kredytami? Przy kredycie na 300 tysięcy zł, po rozłożeniu na 25 rat wysokość raty wynosiła w 2019 roku około 1300-1450 zł. W tym roku taki kredyt to nawet 1600-1700 zł miesięcznie. Hipoteki już poszły do góry, kredyty nie będą więc tańsze. Biorąc pod uwagę inflację, możemy spodziewać się większych wymagań co do wkładu własnego lub wysokości osiąganych dochodów. 

Co prawda jeszcze wciąż można znaleźć banki, które oferują kredyty hipoteczne z 10-procentowym wkładem własnym, jednak niestabilna sytuacja gospodarcza może niebawem zamknąć możliwości dla tych, którzy nie posiadają gotówki.

Komentarz:

Dawid Słomian
Dawid Słomian

Najnowsze dane pokazują wzrosty składek OC samochodów. Jest to przeciwieństwo ostatnich dwóch lat, które były lepsze dla kierowców, gdyż był to okres spadków cen OC w Polsce. Szczególnie podczas pierwszej i drugiej fali pandemii w roku 2020 ceny obowiązkowych ubezpieczeń komunikacyjnych mocno spadły.

Za obecne podwyżki odpowiadają wzrosty kosztów napraw samochodów, tym bardziej że jeździmy coraz droższymi i bardziej skomplikowanymi w naprawach autami. Nie bez znaczenia jest rosnąca inflacja, która obecnie wynosi 7.7%.

Średnia cena OC najbardziej poszybowała w górę w województwie mazowieckim bo aż 8 %, a najniższy wzrost cen składek nieprzekraczający 1% odczuli kierowcy w województwie opolskim.

Na wzrost cen OC miał również wpływ nadzór finansowy, który upomniał przedstawicieli towarzystw ubezpieczeniowych, żeby ceny obowiązkowego ubezpieczenia OC dla kierowców powinny być wyższe, aby pokryć rosnące koszty odszkodowań.

Z uwagą trzeba patrzeć również na nowe propozycje rządowe, które mają spowodować, że ceny obowiązkowych polis OC wzrosną dla tych kierowców, którzy popełniają przewinienia na drogach. Ubezpieczyciele mieliby otrzymać dostęp do danych z Centralnej Ewidencji Pojazdów i Kierowców, ile kto otrzymuje punktów karnych.

Komentował: Dawid Słomian – Dyrektor Sprzedaży, Wiceprezes Zarządu. Honesta Market Service spółka z o.o.

Rafał Tomkowicz
Rafał Tomkowicz

Myślę, że mało kto spodziewał się takiego scenariusza w momencie wybuchu pandemii. Ludzie pozamykani w domach, brak możliwości podróżowania, przemieszczania się, to wszystko sprawiało, że nie mieliśmy większości potrzeb konsumenckich.

W związku z tym mogły rosnąć nasze oszczędności. Problem jednak w tym, że duża ilość przedsiębiorców poniosła straty podczas pandemii i od jakiegoś czasu próbuje odrobić straty. Do tego wszystkiego wzrost cen jest też wynikiem niewłaściwej ilości pieniądza w obiegu oraz jego cyrkulacji. To wszystko sprawia, że inflacja szaleje i tak naprawdę dopiero się rozpędza.

Obawiam się, że próby jej „duszenia” będziemy odczuwali jeszcze przez dłuższy czas, przyrównując to mniej więcej do narodowego programu szczepień. Im dalej w las, tym wynik ilościowy słabnie, czyli bez pełnej mobilizacji i szerokiego planu walki z gospodarczymi skutkami pandemii będziemy niczym biegacz na bieżni – kilometry lecą, ale my cały czas w jednym miejscu.

Komentował: Rafał Tomkowicz – Redaktor Naczelny Banking Magazine.

Podobne wpisy