Napady na banki rozpalają wyobraźnię tysięcy ludzi, a kolejne powieści i filmy tylko podkręcają mit szlachetnego złoczyńcy, który rabując pieniądze z bankowych sejfów, uderzał w interesy instytucji finansowych, a nie ich klientów (bo przecież depozyty są zabezpieczone). Romantyczne kreowanie kasiarzy i złodziei na bohaterów mas sprawiło, że wielu szło w ich ślady. Rzadko mówi się jednak o mrocznej stronie ich przestępczej działalności – rannych i zabitych świadkach i stróżach prawa. Rozpoczynamy poczet najsłynniejszych rabusiów banków w dziejach.
Szpicbródka
Postać „Szpicbródki” kojarzy się nam z bardzo luźną filmową adaptacją jego losów – musicalem „Hallo, Szpicbródka” w reżyserii Janusza Rzeszewskiego, w którym w rolę „króla kasiarzy” brawurowo wcielił się Piotr Fronczewski. Dziś coraz mniej osób wie, że „Szpicbródka”, a raczej Stanisław Antoni Cichocki (a nie Fred Kampinos, jak w filmie) istniał naprawdę. W latach 20. i 30. był najlepszym specjalistą od rozpruwania bankowych skarbców w II RP, a przy okazji postacią znaną w światku ówczesnej socjety. Dość powiedzieć, że „Szpicbródka” przez jakiś czas… prowadził klub nocny w Warszawie, a gdy postanowił wrócić do złodziejskiego fachu, nie przeszkodziło mu to dalej obracać się wśród elity. Uchodził za człowieka niezwykle dobrze wychowanego, dbającego o siebie, znał języki obce, a jego przestępcza ksywka wzięła się oczywiście od wypielęgnowanego zarostu.
Cichocki (urodzony przypuszczalnie w 1890 roku, nie wiadomo jednak gdzie) kasiarskiego fachu uczył się pod okiem mistrzów z Odessy. W carskiej Rosji napadł na kilka banków, ale nie miał szczęścia i został pojmany; przed wywózką na Syberię uratowała go współpraca z ochraną. Przed I wojną światową rozpruwał sejfy w bankach kilku krajów europejskich. Po odzyskaniu przez Polskę niepodległości wrócił do kraju i ponownie zabrał się za napady. Był pod tym zarzutem sądzony już w 1920 roku. Kilka lat „pracował” jako „konsultant” innych kasiarzy (w tym okresie zaczął bywać w towarzystwie), ale już około 1926 roku powrócił do czynnej działalności przestępczej. Prawdopodobnie napadł na Bank Dyskontowy w Warszawie i okradł Państwowe Zakłady Graficzne. Skok na bank w Częstochowie pokrzyżował mu napad na jubilera (miał służyć pozyskaniu funduszy na tę akcję) – kierowana przezeń szajka została złapana. Cichocki trafił do więzienia, z którego uciekł w cywilnym ubraniu. Kolejne skoki kończyły się odsiadkami, ale nie przeszkodziło to w narodzinach legendy osławionego „Szpicbródki”. W 1937 roku Cichocki obrabował warszawski Bank Kredytowy. Wpadł. Wyrok: 4 lata. Przyszedł 1 września 1939 roku i „Szpicbródka” wyszedł z więzienia. Po różnych perypetiach dotarł do polskiej armii gen. Andersa w ZSRR. Z Wojskiem Polskim przedostał się do Iranu, a później do Afryki. Co dalej? Nie wiadomo – „Szpicbródka” po prostu zniknął.
John Dillinger
Świat przestępczy Stanów Zjednoczonych okresu Wielkiego Kryzysu ma dwa symbole: bezwzględnego Ala Capone i bohatera bezrobotnych mas – Johna Dillingera. Pierwszy budował mafijne imperium w Chicago, a drugi napadał na banki na amerykańskiej prowincji. Stał się ulubieńcem prasy, a zwykli ludzie go ubóstwiali. Zdarzało się, że po napadach rozdawał zrabowane pieniądze i zawsze powtarzał, że jego skoki uderzają w bogactwo bankierów, a nie oszczędności ciężko pracujących Amerykanów. Ochrzczony przez wymiar sprawiedliwości mianem „wroga publicznego numer 1” przyczynił się do powstania potęgi FBI. Szef tej instytucji, wszechwładny J. Edgar Hoover, uzyskał szereg uprawnień dla kierowanej przez siebie służby właśnie po to, aby dorwać Dillingera.
Pochodzący z Indiany John Herbert Dillinger wszedł w konflikt z prawem już we wczesnej młodości. Dokonywał drobnych kradzieży i nie potrafił ułożyć sobie życia, tak osobistego (małżeństwo z Ethel zakończyło się rozwodem) i zawodowego (przez chwilę służył w US Navy; stale wyrzucano go z pracy). Nieudany napad na sklep dokonany wspólnie z kumplem okazał się momentem przełomowym – skazany na ponad 10 lat Dillinger zamienił się w twardego przestępcę. Dillinger wyszedł na wolność po ponad ośmioletniej odsiadce. Od razu zabrał się za napady, w których pomagali mu kompani zza krat. Był rok 1933. Kolejne 12 miesięcy to okres największej sławy (a raczej niesławy Dillingera) – jego gang obrabował wtedy 24 banki. Herszt dwukrotnie wpadał w ręce policji i dwukrotnie uciekał z aresztu. Jego wyczyny kosztowały życie kilkunastu policjantów i agentów FBI. 22 lipca 1934 roku Dillinger poszedł do kina Biograph w Chicago na film „Wielki gracz” z Clarkiem Gable’em. Wtedy dosięgła go ręki sprawiedliwości – został zastrzelony przez federalnych. Po latach jego nazwisko nadal żyje, poświęcono mu wiele książek i filmów (ostatnio grał go Johnny Depp).
Andre Stander
Co jest najbardziej zadziwiające w biografii tego przestępcy, który rabował banki w Republice Południowej Afryki na przełomie lat 70. i 80. ubiegłego wieku. Otóż Andre Stander był… policjantem! I to nie byle jakim, bo kapitanem wydziału kryminalnego w mieście Kempton Park. Żeby tego było mało, ojciec Standera był generałem południowoafrykańskiego więziennictwa. Podczas służby w policji Andre Stander obrabował około 30 banków. Był przy tym bezwzględny i zuchwały. Zdarzało się, że prowadził dochodzenia we własnej sprawie – najpierw dokonywał skoku, a po jakimś czasie przyjeżdżał na miejsce przestępstwa ponownie już jako policjant. Stander wpadł w 1980 roku. Sąd skazał go na 75 lat więzienia, ale wyrok później złagodzono. Sprawa była bardzo głośna, bowiem jego przestępcza aktywność okryła hańbą całą South African Police (brutalną skądinąd służbę, jeden z symboli rasistowskiego apartheidu). Za kratkami Stander poznał Alana Heyla i Lee McCalla – razem brawurowo uciekli w 1983 roku (sterroryzowali lekarkę w trakcie sesji terapeutycznej poza murami więzienia).
Na wolności „Gang Standera” powrócił do napadów na banki. W 1984 policja zabiła McCalla, a Heyl i Stander uciekli z RPA. Heyl ukrywał się w Europie, aby w końcu wpaść w ręce angielskiej policji, która przekazała go południowoafrykańskiemu wymiarowi sprawiedliwości; z więzienia wyszedł przed dziesięcioma laty.
Andre Stander skrył się na Florydzie, gdzie używał sfałszowanych dokumentów. Podczas kontroli drogowej podróbkę rozpoznał funkcjonariusz policji, ale Standerowi udało się go przekonać co do prawdziwości prawa jazdy. Później wykradł zarekwirowane auto z parkingu policyjnego i chciał je przemalować w warsztacie, ale właściciel rozpoznał w panu „Peterze Harrisie” lidera „Gangu Standera” i wezwał policję. Funkcjonariusze otoczyli kryjówkę przestępcy, ale nie było go w domu. Po jakimś czasie nadjechał rowerem i wpadł na jednego z policjantów. Stander zaczął uciekać, ale nie udało mu się to. W akcie desperacji chciał wyrwać funkcjonariuszowi strzelbę. Wywiązała się szamotanina. Posterunkowy Michael Von Stetina strzelił cztery razy ze służbowego pistoletu. Andre Stander padł martwy. Po latach na kanwie jego działalności powstał w film z Thomasem Jane’em w roli głównej.