O pieniądzach polskich i pieniądzach prawdziwych. Wymiana walut w PRL

Wyjeżdżasz na wczasy na Lazurowe Wybrzeże – wymieniasz pieniądze. Spędzasz uroczy weekend w Londynie – wymieniasz pieniądze. Chcesz mieć część oszczędności w walucie innej niż krajowa – wymieniasz pieniądze. Idziesz do banku, do kantoru lub korzystasz z kantorów online, których przybywa. Ba! przed wyjazdem zagranicę wcale nie musisz odwiedzać punktu wymiany. Płacisz kartą na miejscu, a twój bank odciąga z rachunku odpowiednią kwotę po przewalutowaniu. Tyle możliwości. W okresie Polskiej Rzeczpospolitej Ludowej były tylko dwie: wymiana w państwowym banku Pekao po oficjalnym kursie lub czarny rynek. Symbolem tamtych czasów stali się cinkciarze, których działalność obrosła w miejskie legendy. To jednak tylko wycinek niezwykle ciekawej historii wymiany pieniędzy w PRL, czyli „handlu dewizami”.

Na początek należy zacząć od podstaw, czyli czym w PRL w ogóle były owe dewizy. Pokutuje przekonanie, że określenie to dotyczyło jedynie walut państw kapitalistycznych, głównie dolarów amerykańskich i zachodnioniemieckich marek. Nie jest to jednak do końca prawda, gdyż nazwa ta obejmowała także waluty „krajów demokracji ludowej” oraz ZSRR, czyli rubla, czechosłowacką koronę lub markę NRD. Waluty „bratnich państw” stanowiły tzw. pierwszy obszar płatniczy w ramach RWPG. Co ciekawe, także ich wymiana na polskie złote nie była w pełni swobodna. Odbywała się oczywiście zgodnie z (ustalonym centralnie) oficjalnym kursem. Dla osób fizycznych władze wprowadzały jedno- lub wieloletnie limity zakupów „bratnich walut”. Wszelkie transakcje odnotowywano w książeczkach walutowych. Dokument ten był też podstawą do wywiezienia pieniędzy z Polski. Te same zasady dotyczyły także „prawdziwych” (czytaj: zachodnich) pieniędzy.

Niewymienialne dewizy

Innymi słowy, w PRL wszystkie zagraniczne waluty były dewizami, ale nie wszystkie dewizy były wymienialne. Z biegiem lat określenie to zaczęło być jednak kojarzone wyłącznie z dolarami i markami, stąd też kwestią ich wymiany zajmiemy się w dalszej części artykułu.

W pierwszych latach istnienia Polski Ludowej władze ścigały i karały za posiadanie walut zachodnich i złota. W latach 1944-47, gdy Polska powoli otrząsała się powojennego chaosu i rozpoczęto proces „umacniania władzy ludowej”, wciąż kwitł – powstały w czasach okupacji – czarny rynek wymiany walut. Dochodziło do sytuacji, w których nawet instytucje państwowe zaopatrywały się w dolary u protoplastów cinkciarzy, czyli tzw. waluciarzy i czarnogiełdziarzy. Wejście Polski w okres stalinizmu i zapoczątkowana przez Hilarego Minca tzw. bitwa o handel (mająca na celu zniszczenie resztek sektora prywatnego w gospodarce) oznaczały trudniejsze czasy dla czarnorynkowego handlu dewizami.

Książeczka walutowa z 1979 roku
Książeczka walutowa z 1979 roku (fot. Wikipedia)

Kara śmierci za walutę

Od 1950 roku za nielegalne posiadanie obcych walut oraz złota i innych kruszców karano śmiercią (przy czym zdarzało się często, że zasądzonego wyroku nie wykonywano i zamieniano na karę więzienia). Obywatele, okradzeni przez rząd PRL z oszczędności podczas reformy walutowej w tym samym roku, chowali dolary w materacach, byle tylko nie oddawać ich państwu. A dolary spływały od krewnych z zagranicy, z tytułu należnych rent itd. Nie trafiały do obrotu, nie były wymieniane i następowała ich tezauryzacja. Tymczasem władzom PRL dewizy był potrzebne, chociażby dla dokonywania na Zachodzie zakupów towarów niezbędnych dla gospodarki narodowej. Nie wszystkie zagraniczne przedsiębiorstwa zgadzały się bowiem na sprzedaż urządzeń lub know-how za np. dostawy węgla. Dlatego też w roku 1956 podjęta została decyzja o depenalizacji posiadania obcej waluty. Umożliwiono również jej wymianę po oficjalnym kursie w banku Polska Kasa Opieki (Pekao). Ustalony centralnie kurs wymiany był jednak nieatrakcyjny. Korzystali czarnorynkowcy, wtedy zwani już cinkciarzami.

Rój cinkciarzy

Samo określenie cinkciarz narodziło się jako spolszczenie angielskiej frazy „change money” (którą handlarze wymawiali jako „cincz many”), bo z początkiem lat 70. waluciarze zaczęli również „obsługiwać” zachodnich turystów i polonusów, którzy odwiedzali kraj przodków. Od cinkciarzy roiło się pod warszawskimi hotelami, ich mekką stało się również Wybrzeże. W okresie prosperity pierwszej połowy „dekady Gierka” wyróżniali się lepszymi ubraniami, nierzadko stać ich było na zagraniczny samochód. Cinkciarze współpracowali ze stołecznymi prostytutkami, które wystawiały im co majętniejszych klientów. Często też, obok handlu, parali się również oszustwami, co malowniczo sportretował Olaf Lubaszenko w filmie „Sztos” z 1997 roku.

Milicja Obywatelska i Służba Bezpieczeństwa z zaangażowaniem zwalczały proceder nielegalnego handlu dewizami, ale wyniki były mizerne. Wśród cinkciarzy można było znaleźć byłych funkcjonariuszy, którzy wiedzieli, jak uniknąć zatrzymania lub aktywnych tajnych współpracowników SB, których przez odsiadką chronili agenci prowadzący w resorcie. Jak pisze Jerzy Kochanowski na łamach „Polityki”, jeżeli już sąd skazywał jakiegoś cinkciarza, to zwykle drobną płotkę. Ci najwięksi pozostawali w cieniu i dalej zbijali fortuny. Ściganie przestępców dewizowych to jedna strona medalu. Drugą był fakt, iż władza ludowa do pewnego stopnia tolerowała proceder cinkciarzy; dostarczali obywatelom dewiz, które ci później wydawali w państwowych sklepach Pewex i Baltona.

Bon dolarowy Pekao o nominale 5 USD
Bon dolarowy Pekao o nominale 5 USD

Czarny rynek walutowy

W latach 70. władza jeszcze silniej zaczęła konkurować z czarnym rynkiem walutowym. Wcześniej, bo już w latach 60., bank Pekao zaczął emitować bony dolarowe – obywatel nabywał taki bon płacąc jego równowartość w dolarach, aby później wymienić go na atrakcyjne towary, których w inny sposób nie można było kupić (np. lepszej jakości pralki z tzw. eksportu wewnętrznego). Dziesięć lat później we wspomnianych Peweksach można już było płacić także twardą walutą, a nie tylko bonami. Sposobem na walkę z cinkciarzami była też pewna liberalizacja prawa walutowego. Wzrosły limity kwot dolarów, które można było legalnie wywieźć zagranicę (z 10 do 130 USD), umożliwiono legalną wymianę bonów, wreszcie zrównano status kont walutowych A i B w Pekao. Konta A przeznaczone były dla wpływów dewizowych, których pochodzenie obywatel mógł udokumentować. Konta B były przeznaczone na dewizy z nieudokumentowanych źródeł (czyli czarnorynkowych). Środków zgromadzonych na kontach B (w przeciwieństwie do kont A), aż do 1976 roku nie można było wywozić z Polski. Decyzja o zrównaniu statusu tych kont wniosła do państwowej kasy ok. 200 mln USD, które w okresie, gdy PRL zaciągała olbrzymie kredyty na Zachodzie, były bezwzględnie potrzebne Skarbowi państwa.

Mimo to Polacy i tak masowo wymieniali dewizy u cinkciarzy. Zwłaszcza w okresie kryzysu pierwszej połowy lat 80., gdy obywatele codziennie przekonywali się, jak słabą walutą jest polski złoty. Nie tylko trzymali oszczędności w dewizach, a nie w walucie krajowej, ale nawet płacili dolarami w drugim obiegu. Koniec lat 80. to okres, gdy władze postanowiły zbliżyć kurs oficjalny do czarnorynkowego. Było to jedno z działań doraźnych mających na celu walkę z pogłębiającym się kryzysem w ramach tzw. drugiego etapu reformy zainicjowanego przez gabinet premiera Messnera. Kurs wymiany u cinkciarzy był jednak zawsze nieco korzystniejszy, no i działali 24 godziny na dobę, a banki, rzecz jasna, nie.

Nowe prawo dewizowe

Historycznym dniem okazał się być 15 marca 1989 roku, gdy weszło w życie nowe prawo dewizowe. Znowelizowane przepisy zezwalały bowiem na legalną wymianę walut w kantorach. Każdy mógł je otworzyć, jeżeli uzyskał specjalne pozwolenie od prezesa NBP. Był to kolejny – po słynnej ustawie Wilczka – krok do wejścia Polski na drogę do kapitalizmu. Pierwszy w kraju kantor otworzył swe podwoje w Świecku już dzień po wejściu ustawy w życie. Prowadził go Aleksander Gawronik, który, dzięki swoim kontaktom politycznym, niezwykle szybko uzyskał niezbędne zezwolenia.

W ostatnim roku istnienia PRL Polacy mogli wciąż wybierać, czy kupić lub sprzedać dewizy u cinkciarzy, czy też w kantorze. Początkowo wyniesione z przeszłości przyzwyczajenia sprawiły, że wybierali raczej tych pierwszych (dlatego też cinkciarzy zbyt późno zdecydowało się na wejście w legalny biznes kantorowy), ale większe bezpieczeństwo i wzrost zaufania do instytucji finansowych jako takich sprawiły, że kantory zdominowały rynek wymiany walut w latach 90., całkowicie odsyłając relikt PRL, jaki stanowili cinkciarze, do lamusa. Rozwój bankowości elektronicznej i mobilnej oraz przewidywane wejście Polski do strefy euro zapewne oznaczać będą z kolei postępujący upadek kantorów w klasycznym kształcie. Pewien chichot historii stanowi natomiast fakt, że znany internetowy kantor wymiany walut nosi nazwę… cinkciarz.pl.

0 komentarzy

Zostaw komentarz

Login

Witamy! Zaloguj się na swoje konto

Zapamiętaj mnie Zgubiłeś hasło?

Lost Password