Chociaż pieniądzem zwanym złotym mieszkańcy ziem polskich płacili już w XVII wieku, to jako waluta odrodzonej Polski zadebiutował dopiero w kwietniu 1924 roku. Mało znanym faktem jest, że niewiele brakowało, a dziś płacilibyśmy pieniądzem o zupełnie innej nazwie. Ponoć jej pomysłodawcą był sam Józef Piłsudski.
Po odzyskaniu niepodległości 11 listopada 1918 roku Polska była nie tylko państwem, gdzie obowiązywały trzy rozstawy szyn kolejowych, żołnierze rekrutowali się z walczących wcześniej ze sobą armii, a przebieg granic wciąż był niepewny. W Polsce obowiązywały również aż cztery (sic!) waluty. Mieszkańcy dawnego zaboru pruskiego płacili marką niemiecką, w Krakowie i Galicji obowiązywała C.K. korona, a w dawnym Kraju Przywiślańskim – carski rubel. Z kolei w Warszawie i Królestwie Polskim, ustanowionym przez państwa centralne w 1917 roku, w obiegu pozostawała marka polska. Pieniądz ten wprowadzony został w grudniu 1916 roku na obszarach polskich, z których Niemcy wyparli Rosjan. Najpierw była to waluta okupacyjna, później zaś środek płatniczy w quasipaństwowym tworze, jakim było wspomniane Królestwo Polskie. Warto nadmienić, że na banknotach emitowanych przez Polską Krajową Kasę Pożyczkową umieszczono orła białego, który na oficjalnych dokumentach nie widniał od 1831 roku.
Bałagan na polskich ziemiach
Po odzyskaniu niepodległości należało niezwłocznie zrobić porządek z krążącymi w obiegu pieniędzmi, ponieważ rodziły podstawy do spekulacji, nie wspominając już o tym, że ciągłe przeliczanie różnych kursów było po prostu niezmiernie uciążliwe. Stąd też 15 stycznia 1920 roku Sejm podjął decyzję o uznaniu marki polskiej za jedyny prawny środek płatniczy w II RP. Co ciekawe, już wcześniej było wiadomo, że jest to decyzja tymczasowa – nowa Polska miała otrzymać nową walutę.
Na początku pewne było jedno – pieniądze nie mogły być drukowane w kraju, bowiem nie było po temu możliwości technicznych. Wybór padł na poligrafów francuskich, co wydawało się oczywiste ze względu na bliskie stosunki Warszawy i Paryża. Gdy ustalono miejsce wydruku przyszła pora na ustalenie nazwy dla nowego pieniądza. Rozpoczęło się istne targowisko propozycji.
Wartość lecha
Miano „złoty polski” (a następnie samo „złoty”, gdyż uznano, że przymiotnik jest zbędny – nigdzie na świecie nie było waluty o takiej nazwie) pojawiło się niemalże od razu, a jego propagatorzy wskazywali na fakt przywołany na wstępie niniejszego artykułu – nazwa ta była obecna od lat w polskiej tradycji gospodarczej. Równie silna była grupa opowiadająca się za wprowadzeniem krótkiej nazwy „pol”. Jej źródłosłów był oczywisty: skoro Francja ma franka (od historycznego państwa frankijskiego) to Polska będzie mieć pola. Wśród propozycji pojawiał się równie swojski „piast”, ale żadna z nich nie mogła pochwalić się tak wpływowymi zwolennikami, jakich miał „lech”.
Nazwa ta (wymyślona podobno przez samego Józefa Piłsudskiego, ale nie jest to stuprocentowo pewne) przypadła bowiem do gustu Józefowi Englichowi (1874-1924) – ministrowi skarbu w gabinetach Świeżyńskiego (w Królestwie Polskim) i Paderewskiego (już w Odrodzonej). Minister Englich tak mocno lobbował za nazwą „lech”, że przekonał do niej Naczelnika Państwa, toteż w dniu 5 lutego 1919 wydał on dekret, w którym urzędowo ogłosił, że nowa polska waluta stała będzie zwać się lech, zaś jej setna część otrzyma miano grosza. Dodatkowo w dokumencie ustalono, że wartość lecha w złocie będzie tożsama z pokryciem franka francuskiego w tym kruszcu.
Losy złotówki
Dekret Piłsudskiego spotkał się ostrą reakcją ze strony Sejmu oraz Stanisława Karpińskiego, czyli dyrektora PKKP. Uważał on, że „złoty” będzie dla nowej waluty nazwą najodpowiedniejszą, bowiem nie tylko ma ona uzasadnienie historyczne, ale była wciąż obecna w użyciu w czasach po rozbiorach. W każdym z zaborów jakiś nominał bywał potocznie nazywany złotówką. Stąd nazwa ta miała być symbolicznym łącznikiem wszystkich obszarów wchodzących w skład niepodległej Polski. Z taką argumentację zgodził się Sejm.
W parlamencie głos zabrał jeden z posłów, który domagał się, aby zagłosować nad uchyleniem dekretu Naczelnika Państwa oraz przyjąć ustawę o walucie nazwanej po prostu „złoty”. Chociaż opracowywano już projekty graficzne banknotów lechowych to – wobec braku sprzeciwu ze strony ministra Englicha – Sejm przyjął 28 lutego 1919 roku stosowną ustawę. Istniejący na papierze przez 23 dni lech umarł, a narodził się złoty, który… przez kilka lat także miał funkcjonować tylko w oficjalnych dokumentach.
Reforma walutowa na horyzoncie
Wprowadzenie złotówki do obiegu wciąż odsuwano w czasie. Ważniejsze były bowiem sprawy bieżące. Przykładowo korony, które straciły ważność po rozpadzie Austro-Węgier, trafiały do Polski, gdzie na powrót nabierały walorów pieniądza. Problem próbowano rozwiązać poprzez stemplowanie, ale ostatecznie (przy wtórze sporów polityków i ekonomistów oraz argumentów urzędników, którzy uważali, że stemplowanie jest technicznie niemożliwie) pomysł upadł, a jego forsowanie kosztowało Józefa Englicha ministerialną tekę. Najrozsądniejszym rozwiązaniem było oczywiście ogłoszenie, że marka polska jest jedyną walutą obowiązują w Rzeczpospolitej, chociaż dochodzono do tej konstatacji niemalże przez rok.
Odziedziczona po niemieckim okupancie „tymczasowa” waluta pozostawała wciąż w obiegu, tymczasem złotego próżno było wypatrywać na horyzoncie. Władzom zajętym prowadzeniem wojny z Rosją Radziecką nie w głowie było zajmować się reformą walutową. Tyle tylko, że konflikt z bolszewikami wywołał w Polsce inflację, która w 1923 roku przerodziła się w hiperinflację o poziomie, który można śmiało porównywać z tym obecnym wówczas w Rzeszy Niemieckiej (Republice Weimarskiej).
Polska Krajowa Kasa Pożyczkowa drukowała kolejne nominały banknotów marki polskiej. Na każdym widniało popiersie Tadeusza Kościuszki. Nie udało się wprowadzić do obiegu monet, chociaż plany były mocno zaawansowane, a projekty gotowe do bicia. Postępująca inflacja wymusiła w 1923 roku druk banknotów nawet o nominałach 50 i 100 mln mkp.
Centroprawicowy rząd Chjeno-Piasta (z premierem Wincentym Witosem na czele) doprowadził do tak głębokiego kryzysu skarbu państwa, że nowy gabinet Władysława Grabskiego musiał podjąć się koniecznej misji sanacji finansów publicznych i wprowadzenia reformy walutowej. Dla złotego nadeszła szansa, aby wreszcie trafić do portfeli Polaków, ale o tym opowiemy w jednym z następnych odcinków.